31 października 2012

Szanujmy się, czyli chwila na refleksję

Zaczyna się chyba zwykle od przypadku. Kiedy człowiek wygra coś po raz pierwszy - i nie mówię tu o znalezieniu kuponu w paczce chipsów ani zajęciu pierwszego miejsca w szkolnym konkursie ortograficznym - ma przed sobą dwie możliwe ścieżki. Pierwsza to po prostu: "o, łał, przyślą mi za darmo książkę!" - i na tym się kończy. Taki człowiek ma swoje życie, nie chce mu się, nie ma czasu - nie wiem, w każdym razie nie złapał bakcyla i na tym się kończy. Może kiedyś znowu coś wygra, przypadkiem, przy okazji.
Z drugiej strony może mu przejść przez myśl to, że w innych konkursach może wygrać kolejne książki... A może coś więcej? Może słuchawki? Film na DVD?

Fajna zabawa, te konkursy...


Nie oszukujmy się - w większości przypadków nie ma mowy o uzależnieniu. Hobby, sposób na użyteczne spędzenie wolnego czasu - najprędzej. Przede wszystkim: chęć wygrania czegoś, często wartościowego, zdobycia nagrody. Świadomość bycia w czymś najlepszym - choćby w układaniu kwiatków z makaronu - miły dodatek. Wariactwo zaczyna się wówczas, gdy bierze się udział w konkursach kompletnie nas nie interesujących, z nagrodami, które są nam absolutnie zbędne i w dodatku spędza się nad tym mnóstwo czasu.

Często zdarzają się "konkursy", w których xxxx pierwszych osób zdobywa coś tam. Pół biedy, jeśli konkurs jest duży i poza tymi pierdołami można także wygrać coś konkretnego (to zazwyczaj wszelkie akcje promocyjne - kup produkt X, wyślij kod...). Czasami jednak wszystko ogranicza się do tych drobiazgów - to magnesy na lodówkę, kolczyki typu szkiełko na drucie, naklejki, breloczki, ptasie piórka i cholera wie co jeszcze. Rzeczy, które są niepotrzebne, nic nikomu nie dają, można je kupić za mniej niż dwa złote i wyrzuca się je, jeśli są dołączone do gum do żucia. Ale przecież są NAGRODĄ - nagrodą, którą się WYGRAŁO. No pewnie.

Ogłaszana jest, powiedzmy, taka akcja - producent wegańskich deserków rozdaje ich kilkadziesiąt... To akurat autentyk. Tu następuje zwolnienie blokady i... producent sojowych jogurtów ma pięciuset nowych fanów, którzy są nie bardziej wartościowi od tych z Allegro, bo przyszli zgarnąć deserek i zaraz sobie pójdą, niektórzy nowi fani jogurcików dostają paczuszki z rozlaną zawartością, którą mogą co najwyżej pozlizywać z kopert, a jedynym zwycięzcą gry jest Poczta Polska, bo zarobiła na tych porozlewanych przesyłkach. Gdzie sens, gdzie logika?

Rób co chcesz, ale nie rób z siebie idioty


W tej notce była już mowa o tym, co dajemy od siebie. Pół biedy, jeśli dostajemy za to wszystko coś, co jest ładne, użyteczne, wartościowe albo wszystko na raz (tego wam i sobie życzę). Może być nawet brzydkie i tanie i służyć do turlania po stole, bylebyście tego CHCIELI. Listek leków dla reumatyków, brzydki i wielki plakat Frugo, saszetka z kaszką dla dzieci, magnes na lodówkę reklamujący kaloryfery - to akcje z ostatniego czasu, które skusiły setki maniaków. Nie wiem, czy to pazerność na wszystko co można zdobyć za darmo? Cholera wie, dla mnie to uzależnienie. Smutne, żenujące uzależnienie.

2 komentarze:

  1. My już kiedyś stwierdziłyśmy, że są osoby tak żenujące, że aż wstyd.
    Choć niektórzy nic złego nie widzą w kupowaniu po kilkdziesiąt batoników na oddzielne paragony ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja mam teraz konkurs z NUKiem więc serdecznie zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń