Zaczyna się chyba zwykle od przypadku. Kiedy człowiek wygra coś po raz pierwszy - i nie mówię tu o znalezieniu kuponu w paczce chipsów ani zajęciu pierwszego miejsca w szkolnym konkursie ortograficznym - ma przed sobą dwie możliwe ścieżki. Pierwsza to po prostu: "o, łał, przyślą mi za darmo książkę!" - i na tym się kończy. Taki człowiek ma swoje życie, nie chce mu się, nie ma czasu - nie wiem, w każdym razie nie złapał bakcyla i na tym się kończy. Może kiedyś znowu coś wygra, przypadkiem, przy okazji.
Z drugiej strony może mu przejść przez myśl to, że w innych konkursach może wygrać kolejne książki... A może coś więcej? Może słuchawki? Film na DVD?
Fajna zabawa, te konkursy...
Nie oszukujmy się - w większości przypadków nie ma mowy o uzależnieniu. Hobby, sposób na użyteczne spędzenie wolnego czasu - najprędzej. Przede wszystkim: chęć wygrania czegoś, często wartościowego, zdobycia nagrody. Świadomość bycia w czymś najlepszym - choćby w układaniu kwiatków z makaronu - miły dodatek. Wariactwo zaczyna się wówczas, gdy bierze się udział w konkursach kompletnie nas nie interesujących, z nagrodami, które są nam absolutnie zbędne i w dodatku spędza się nad tym mnóstwo czasu.
Często zdarzają się "konkursy", w których xxxx pierwszych osób zdobywa coś tam. Pół biedy, jeśli konkurs jest duży i poza tymi pierdołami można także wygrać coś konkretnego (to zazwyczaj wszelkie akcje promocyjne - kup produkt X, wyślij kod...). Czasami jednak wszystko ogranicza się do tych drobiazgów - to magnesy na lodówkę, kolczyki typu szkiełko na drucie, naklejki, breloczki, ptasie piórka i cholera wie co jeszcze. Rzeczy, które są niepotrzebne, nic nikomu nie dają, można je kupić za mniej niż dwa złote i wyrzuca się je, jeśli są dołączone do gum do żucia. Ale przecież są NAGRODĄ - nagrodą, którą się WYGRAŁO. No pewnie.
Ogłaszana jest, powiedzmy, taka akcja - producent wegańskich deserków rozdaje ich kilkadziesiąt... To akurat autentyk. Tu następuje zwolnienie blokady i... producent sojowych jogurtów ma pięciuset nowych fanów, którzy są nie bardziej wartościowi od tych z Allegro, bo przyszli zgarnąć deserek i zaraz sobie pójdą, niektórzy nowi fani jogurcików dostają paczuszki z rozlaną zawartością, którą mogą co najwyżej pozlizywać z kopert, a jedynym zwycięzcą gry jest Poczta Polska, bo zarobiła na tych porozlewanych przesyłkach. Gdzie sens, gdzie logika?
W tej notce była już mowa o tym, co dajemy od siebie. Pół biedy, jeśli dostajemy za to wszystko coś, co jest ładne, użyteczne, wartościowe albo wszystko na raz (tego wam i sobie życzę). Może być nawet brzydkie i tanie i służyć do turlania po stole, bylebyście tego CHCIELI. Listek leków dla reumatyków, brzydki i wielki plakat Frugo, saszetka z kaszką dla dzieci, magnes na lodówkę reklamujący kaloryfery - to akcje z ostatniego czasu, które skusiły setki maniaków. Nie wiem, czy to pazerność na wszystko co można zdobyć za darmo? Cholera wie, dla mnie to uzależnienie. Smutne, żenujące uzależnienie.
Często zdarzają się "konkursy", w których xxxx pierwszych osób zdobywa coś tam. Pół biedy, jeśli konkurs jest duży i poza tymi pierdołami można także wygrać coś konkretnego (to zazwyczaj wszelkie akcje promocyjne - kup produkt X, wyślij kod...). Czasami jednak wszystko ogranicza się do tych drobiazgów - to magnesy na lodówkę, kolczyki typu szkiełko na drucie, naklejki, breloczki, ptasie piórka i cholera wie co jeszcze. Rzeczy, które są niepotrzebne, nic nikomu nie dają, można je kupić za mniej niż dwa złote i wyrzuca się je, jeśli są dołączone do gum do żucia. Ale przecież są NAGRODĄ - nagrodą, którą się WYGRAŁO. No pewnie.
Ogłaszana jest, powiedzmy, taka akcja - producent wegańskich deserków rozdaje ich kilkadziesiąt... To akurat autentyk. Tu następuje zwolnienie blokady i... producent sojowych jogurtów ma pięciuset nowych fanów, którzy są nie bardziej wartościowi od tych z Allegro, bo przyszli zgarnąć deserek i zaraz sobie pójdą, niektórzy nowi fani jogurcików dostają paczuszki z rozlaną zawartością, którą mogą co najwyżej pozlizywać z kopert, a jedynym zwycięzcą gry jest Poczta Polska, bo zarobiła na tych porozlewanych przesyłkach. Gdzie sens, gdzie logika?
Rób co chcesz, ale nie rób z siebie idioty
W tej notce była już mowa o tym, co dajemy od siebie. Pół biedy, jeśli dostajemy za to wszystko coś, co jest ładne, użyteczne, wartościowe albo wszystko na raz (tego wam i sobie życzę). Może być nawet brzydkie i tanie i służyć do turlania po stole, bylebyście tego CHCIELI. Listek leków dla reumatyków, brzydki i wielki plakat Frugo, saszetka z kaszką dla dzieci, magnes na lodówkę reklamujący kaloryfery - to akcje z ostatniego czasu, które skusiły setki maniaków. Nie wiem, czy to pazerność na wszystko co można zdobyć za darmo? Cholera wie, dla mnie to uzależnienie. Smutne, żenujące uzależnienie.
My już kiedyś stwierdziłyśmy, że są osoby tak żenujące, że aż wstyd.
OdpowiedzUsuńChoć niektórzy nic złego nie widzą w kupowaniu po kilkdziesiąt batoników na oddzielne paragony ;)
a ja mam teraz konkurs z NUKiem więc serdecznie zapraszam ;)
OdpowiedzUsuń